Strony

poniedziałek, 31 lipca 2017

Zmediowane szkatułki :)

 Dzięki swojej współpracy (i przygodzie zarazem) z dpCraft
mam możliwość dalszego rozwijania się i próbowania nowych technik.
To naprawdę ogromna frajda i przyjemność być częśćią Design Team'u
i gorąco będę zachęcała do próbowania swoich sił w tej materii, bo... warto !

I tak jak do niedawna mixed media były dla mnie całkowitą nowością
i skrywały przede mną różne tajemnice, tak dzisiaj mogę już śmiało powiedzieć,
że zaczynam rozumieć "o co w tym wszystkim biega" ;) 

Niedawno otrzymałam przesyłkę z kilkoma produktami firmy Cadence
i 5 surowych szkatułek.
Wymogi były dwa - mają być podobne (bo to egzemplarze demonstracyjne dla handlowców)
i mam wykorzystać jak najwięcej z przesłanych produktów,
żeby pokazać jak "działają" w praktyce.

Jeśli chodzi o efekt finalny miałam pełną dowolność :)
Swoje zadanie wykonałam następująco:


 A wszystkich zainteresowanych tym, jak powstawały szkatułki
i jakich konkretnie produktów użyłam zapraszam po więcej szczegółów >> TUTAJ <<

 Jako bonus dodam jeszcze kilka fotek z etapu powstawania pudełeczek
oraz poszczególnych ich elementów :)



Pozdrawiam życząc pięknego tygodnia !
Magda

środa, 26 lipca 2017

Akwarelka dla Dziadka :)

Jak już wspominałam
- zawsze bardzo chciałam umieć rysować, namalować coś...

No cóż - niestety - nie mam do tego specjalnych predyspozycji.
Ale spróbować musiałam, bo bardzo zależało mi na tym,
aby podarować coś swojemu Dziadkowi.

Kiedyś pięknie rysował, pisał, malował.
Bardzo mu tego zazdrościłam.
Dzisiaj oczy już nie te, a i palce odmawiają mu posłuszeństwa.
Akwarele, które kiedyś mu kupiłam oddał mi nieotwarte po pewnym czasie.
Tym samym zebrałam się w sobie i namalowałam nimi coś dla niego.
Lubi lasy, lubi wodę... znalazłam tutorial na YouTube i do dzieła !
 Na koniec oprawiłam swoją pracę w ramkę, dodałam patyczki, "kamyczki"
i podarunek gotowy.
Dziadek był mocno zaskoczony.
To miłe uczucie...bo gdy wychodziłam, to wciąż jeszcze patrzył na mój obrazek :)

piątek, 21 lipca 2017

Byle do weekendu :)



Już za chwileczkę weekend,
za moment dosłownie !!!
Tym samym, mam dla Was coś na powitanie weekendu
- drink bezalkoholowy ! :)

Kilka dni temu zaczęłam przygodę z pastelowymi akwarelkami.
Dłuuuuga droga przede mną o ile chcę dążyć do perfekcji...
Tylko czy chcę ?
Farbki aktualnie dają mi ogromną radość i budujące jest to,
że sama zaczynam dostrzegać progres.

Rysować nigdy nie umiałam, malować tym bardziej.
Dla mnie to po prostu frajda, tym bardziej, gdy widzę malutkie postępy ! :)

Całkiem pierwszy był kaktusik (przez co darzę go ogromnym sentymentem),
potem drineczki na konkurs organizowany przez Na Strychu,
następne kwiatuszki i wianuszki - te ostatnie skradły moje serce
i mam przeczucie, że jeszcze sporo ich powstanie,
tym bardziej, że chciałabym moje malowanki wykorzystywać
podczas tworzenia kartek okolicznościowych.

Dzięki temu staną się niepowtarzalne i jeszcze bardziej moje :)



  


I co ? Jak myślicie, będą ze mnie ludzie ? Hahahaha...
Despacito (tłum. pomału), 
jak mawiają słowa znanego przeboju radiowego...
Uczę się i bawię, albo odwrotnie ;)
Tak czy siak - wspaniałego, kolorowego weekendu Wam życzę !
 Gdyby ktoś również chciał spróbować swoich sił w tej materii -
farbki do zakupienia tutaj >> KLIK <<

czwartek, 13 lipca 2017

Co warto zobaczyć w Albanii ? (Ksamil, Saranda, Blue Eye, Gjirokastra)

Zacznę może od tego, że w takie miejsca nie wyobrażam sobie podróżować bez aparatu.
Jest tyle wspaniałych miejsc do zobaczenia, do uwiecznienia,
a jak wiemy, nasza pamięć bywa ulotna.
Poza tym uwielbiam wracać do tych fotografii i jeszcze raz poczuć się jakbym tam była :)

Co za tym idzie - mam milion zdjęć,
Wam pokażę jedynie 1500 ;)
No to zaczynamy od miejsca, w którym spędziliśmy najwięcej czasu,
miejscowości, do której docieramy autokarem wkrótce po przycumowaniu promu w Sarandzie.
O samym Ksamilu możemy przeczytać,
że to niewielka, nadmorska miejscowość w południowej części Albanii,
 w okręgu Saranda, obwodzie Wlora. Mieszka tam na stałe ok. 10.000 osób.

Miejscowość tyle nieduża, co bardzo urokliwa.
Widać jak z roku na rok się rozwija.
Ile robione jest "pod turystów".
Nie ma tutaj wielkich hoteli, więcej jest mniejszych, kameralnych,
częstokroć rodzinnych pensjonatów z kilkunastoma pokojami dla gości.

 Gdy tylko spojrzymy o poranku na wodę zaatakuje nas feeria barw
i blask odbijającego się od fal słońca.
Wzdłuż promenady (krótkiej ale jednak) w Ksamilu rozmieszone są knajpki,
bary, stoiska z materacami i innymi dmuchanymi akcesoriami do wody.
My osobiście żałowaliśmy, że nie wzięliśmy ze sobą maski do nurkowania
- co jak co, ale ta przejrzystość wody u nas jest niespotykana.

Cenimy sobie spokój, gdy chcemy odpocząć,
dlatego na wakacje zwykle wybieramy się przed lub po sezonie.
Dzikie tłumy, które wraz z zakończeniem roku szkolnego napływają
w te urocze miejsca psują mi ich odbiór i radość z przebywania.
Szum morza, lekki wiaterek, dobra książka - tak odpoczywam najlepiej.


 

 W Ksamilu nie kupicie jakiś super-wyszukanych pamiątek.
Bez problemu za to dostaniecie lokalne przyprawy, oliwę, konfitury
i inne tego typu produkty, które na upominek świetnie się nadają.
Nie musieliśmy na szczęście korzystać, ale przy głównej ulicy znajduje się również apteka,
gdzie - co warto podkreślić - leki kupuje się bez recepty !
W Albanii tak już po prostu jest :)
***
Atrakcje dla najmłodszych i nie tylko
- oczywiście, że coś się znajdzie.
Podejrzewam, że w sezonie nawet więcej.
Jest mini lunapark
(karuzela i pociąg dla najmłodszych oraz samochodziki - moje ukochane !!!).
Autodrom uwielbiam, chociaż zwykle wracam z siniakami na kolanach - to nic !
Jednego wieczoru po skończonej, tłumnej jeździe, a mając ochotę na więcej -
zaprosiliśmy do kolejnej przejażdżki kilku miejscowych chłopców.
Jakaż była ich radość z tych żetonów i kilku minut darmowego szaleństwa.
Warto pamiętać - dla nas to 3 zł (100 lek),
a oni jedynie raz na jakiś czas mogą sobie pozwolić na takie atrakcje.
Albania to wciąż kraj, w którym żyje się skromnie i zarabia niewiele.
Oczywiście, że są od tego wyjątki i nie raz spotkacie tam luksusowego mercedesa
na albańskich "blachach", jednak w przeważającej części to ludzie,
którzy żyją za 200-300 euro/m-c i aktualnie to turyści są głównym źródłem ich dochodu.
Polaków kochają, uczą się słówek (ja po albańsku zapamiętałam jedynie faleminderit - dziękuję),
zawsze służą pomocą i uśmiechają się serdecznie.
W ostatni dzień mieliśmy jeszcze jeden, niewykorzystany żeton
- powędrował do chłopca (musicie wiedzieć, że dzieci również tam pracują),
który codziennie chodził po plaży i sprzedawał pączuchy
 - nawet chciał dać jednego w zamian,
bo w ogóle się nie spodziewał takiego gestu.
Jego radość była ogromna !
Natychmiast pobiegł pochwalić się kolegom :)
***
Przy samej plaży można wypożyczyć rowerki wodne i kajaki,
do dyspozycji turystów są również banany latające za motorówką
oraz skutery wodne.
Jest jeszcze coś dla dzieci - przy naszym hotelu była duża huśtawka,
ale nieopodal (przy głównej drodze) jest cały park z takimi huśtawkami :)
Kto nie lubi huśtawek ?
Pewnie, że wlazłam !  ;)





 Warto pokręcić się po okolicy -
tak jak w ubiegłym roku byliśmy ostrożni, tak w tym już łaziliśmy tam i siam.
Ja niejednokrotnie mając dosyć leżenia szłam na spacer sama i co ważne -
tam nikt nie zaczepia, można się czuć komfortowo.
Nie namawiają do kupowania, gdy wejdzie się głębiej poprzymierzać
kapelusze czy okulary przeciwsłoneczne.
To takie... wspaniałe, gdy ma się doświadczenia z krajów arabskich,
gdzie ciągną za ręce, koszulkę i jesteś z mety "best friend'em", co dostanie "good price"
- i tak każdego dnia, do znudzenia.

Na poniższych zdjęciach kontrast, o którym pisałam wcześniej -
widać, że dla turystów się starają, jednak sami żyją w nienajlepszych warunkach.
Rozwijają się i dobrze wykorzystują pieniądze zostawione tam przez turystów.
W naszym pensjonacie (Murati) było czysto i miło,
na dole znajduje się restauracja z przyjemnym widokiem na morze.
Obiekt ten w całości przeznaczony jest dla Polaków
(w pokojach jest dekoder nc+ z polską telewizją, nieduża lodówka,
klimatyzacja - płatna w recepcji 15 euro za dwa tygodnie,
aneks kuchenny z naczyniami i czajnikiem elektrycznym).
Biuro podróży dosyć fajnie zorganizowane i jak za te pieniądze (1899zł /os. za 15 dni)
- naprawdę nie można narzekać  !
Rezydentka na miejscu niemal codziennie (z uwagi na wycieczki i cotygodniową zmianę turnusu).
Dwa tygodnie, ze śniadaniami, blisko do plaży,
dwa razy w tygodniu wymieniana pościel i ręczniki,
nam w zupełności to wystarczało do szczęścia.

Z istotnych informacji - łapcie greckie sieci komórkowe w miarę możliwości
(ja korzystałam z Cosmote), za połączenia i sms'y z albańskiej sieci zapłacicie jak za zboże.
Więc wybieranie manualne i szukamy GR ;)
Za to Internet jest wszędzie - na plażach, w knajpkach, w pokoju :)

Dlaczego warto zapuszczać się dalej ?
No bo można okryć nowe miejscówki, fajne widoczki
i.... najradośniejszego śmieciarza na świecie !
Grzebał w tych pojemnikach i śpiewał na cały głos szczerząc niekompletny uśmiech.
Ehhhh.... okropnie już tęsknię za tym miejscem.


 
 Są nawet organizowane imprezy dedykowane Polakom ;)
Ten "plakat" wzbudził niemałe zainteresowanie wśród miejscowej starszyzny.

 Muszla piękna prawda ?
No więc - jeśli chcecie podobną,
albo w ogóle jakąś pamiątkę nie "jedzeniową" lub nie z Chin,
to należy wsiąść w miejski autobus, wybulić 100 leków i podjechać do Sarandy :)

To portowe miasteczko, do którego przypłynęliśmy w pierwszy dzień.
Są palemki, promenada, kawiarnie i restauracje, drogie butiki,
salony fryzjerskie i kosmetyczne, stragany i kioski z suwenirami,
lodziarnie, kluby nocne,
mnóstwo wysokich hoteli, a sporo z nich ma fundamenty w wydrążonej skale !
Jest nawet bunkier w samym centrum, a w jego wnętrzu
- jeśli dobrze pamiętam - sklepik.  

 



 Weszliśmy też do kwiaciarni - więcej tam pamiątek, dodatków,
ramek i wazoników niż samych kwiatów...
Dlaczego ?
Zobaczcie jak są przechowywane, to zrozumiecie ;)




 
 O ! A to była taka dmuchana poducha-plac zabaw na wodzie.
Za kilka euro można się na tym bawić przez pół godziny :)
Myślę, że to atrakcja nie tylko na dzieci ;)


 
 



 W takich ruinkach z zapadająycm się dachem jak na powyższym zdjęciu,
 w miasteczku, które aktualnie liczy 32 tys. mieszkańców wciąż się mieszka.
Na balkonie nawet leżał psiak.
***
Kolejne miejsce, które chciałabym Wam przybliżyć mieliśmy okazję zobaczyć
na jednodniowej wycieczce, którą wybraliśmy z oferty naszego biura jako jedyną
(interesująca była jeszcze wycieczka jeepami, ale 70 euro od osoby to zdecydowanie za dużo).
W ramach tego wyjazdu zobaczyliśmy dwa miejsca.
Pierwsze z nich to Blue Eye (Niebieskie/Błękitne Oko).
Fantastyczne kolory!
Krystalicznie czysta i lodowata woda, ta zieleń dookoła i... niespotykanie piękne ważki !
W Internecie na jego temat można przeczytać np.:
 "To urokliwe źródło o głębokości około 45 metrów,
z którego wypływa tworzący rzekę strumień wody.
Nazwa Blue Eye pochodzi od intensywnie błękitnego odcienia wody,
która tworzy tu pierścień o ciemniejszym kolorze wewnątrz
i jaśniejszym na zewnątrz, co przypomina niebieskie oko.
Woda wypływająca spod skały ma temperaturę około 10 stopni Celsjusza,
dlatego nie nadaje się do kąpieli."

Oczywiście na miejscu jest także restauracja, więc wręcz wskazane jest posiedzieć tam dłużej.
Widziałam auta i motory z Polski na parkingu ! :)
Rozkoszujcie się widokiem...





 
Tak sobie ślicznie latają....

 

 
Odlatujemy jak ta ważka i lecimy prosto do drugiego punktu naszej wycieczki.
I tym oto sposobem jesteśmy w... Gjirokastrze.
To miasto muzeum. Miasto Tysiąca Schodów. Wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
To właśnie tutaj urodził się były prezydent albański i dyktator - Enver Hodża.
Dopiero w 1991 roku (6 lat po jego śmierci) rozpoczęła się demokratyzacja kraju
i faktyczne wychodzenie z izolacji.

Charakterystyczne dla tego miejsca szare dachy domków wykonane są z łupków.
Nad miastem góruje starożytna twierdza, w której murach mieści się muzeum militarne
(coś dla panów), a w podziemiach długo funkcjonowało więzienie dla więźniów politycznych.

 
 Mnie najbardziej ucieszyła przypadkowa obecność zespołu tanecznego w tradycyjnych,
albańskich strojach i... mikro plan teledysku - nie wiem co to była za albańska gwiazda,
ale wyglądała pięknie :) 
 
 Schodząc z powrotem do miasteczka można kupić pamiątki, ziółka od babuszki
(nie każdy wie, że Albania jest europejską stolicą marihuany - tak, to tutaj się ją "produkuje")
oraz doskonale zobaczyć.... że dalej są w Europie miejsca, gdzie czas stanął w miejscu w PRL'u.
Czy to nie urocze ?
 
 Odwiedziliśmy też muzeum etnograficzne,
dzięki czemu mogliśmy zobaczyć jak niegdyś mieszkali -oczywiście ci bogatsi.
Na zdjęciu poniżej widać taką piękną antresolę, prawda ?
Służyła do "przechowywania" dzieci, podczas, gdy na dole w pokoju bawili się dorośli.
Zobaczyliśmy też kuchnię, pokój, który był przeznaczony tylko dla mężczyzn
(kobiety nie miały tam wstępu), sypialnię, pokój rodzinny oraz miejsce, w którym panie tkały i szyły.

 
 Były sklepiki, których asortyment przypominał nasze jarmarki staroci,
ale były też stoiska z chińszczyzną, której wszędzie pełno... niestety.
Po obiadku wróciliśmy do naszego ukochanego Ksamilu
i już nigdzie się stamtąd nie ruszyliśmy.
Gdyby jednak komuś było mało - odsyłam do ubiegłorocznego postu, w którym pisałam
- również rzut beretem i dojazd podmiejskim autobusem za 100 leków.

Słowem - południowa Albania jest fantastyczna !
Mam nadzieję, że ta mała wycieczka Wam się podobała
i z przyjemnością oglądaliście zdjęcia :)

Pozdrawiam słonecznie
Magda