Historia to troszkę niecodzienna.
To nasze spotkanie, to trochę jakby przeznaczenie - choć wiem, że to mocne słowo.
Wiecie, że zarzekałam się, że nigdy, przenigdy nie założę sobie facebooka ???
A jednak ! Nawet mnie coś podkusiło.
Znając siebie, obstawiam, że była to zwykła ciekawość ;)
Pewnego styczniowego poranka w 2014 roku założyłam konto.
Czemu ?
Może właśnie po to by Ją spotkać ?
By stała się częścią mojego.... naszego życia ?
Ale po kolei...
Dosłownie w kilka dni po założeniu konta pojawiło się zaproszenie
do wzięcia udziału w facebookowym wydarzeniu.
Podeszłam do tego bardzo sceptycznie.
Owo wydarzenie dotyczyło ratowania trzech suczek, które zostały odebrane właścicielowi
w trakcie interwencji OTOZ Animals.
Na początku - może bardziej z niewiedzy i nieumiejętności posługiwania się facebookiem,
kliknęłam - wezmę udział.
A przecież nawet nie wiedziałam, czy idą za tym jakieś konsekwencje....
Jak się chwilę później okazało - szły.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że konsekwencje będą takie kudłate !
Poniższe zdjęcia, to te które widniały w wydarzeniu:
Historia psiaków nie była wesoła.
Wszystkie po przejściach, szukały domu.
A ja już przecież od jakiegoś czasu myślałam o adoptowaniu czworonoga.
Byłam w tym celu nawet w pobliskim schronisku, co skończyło się moim załamaniem.
Wyjechałam stamtąd zdruzgotana i dałam sobie jeszcze czas.
To był czas na założenie facebooka i wzięcie udziału w tym
- jakże ważnym dla nas - wydarzeniu ;)
Po rozmowie z Niebieskookim podjęliśmy decyzję.
Jednak pierwotnie nakręciliśmy się na karmelową Muszkę.
Tak bardzo przypominała Leosia.....
Ona jednak pierwsza znalazła dom.
Gdy poinformowałam o naszej decyzji, okazało się, że i Łatka ma już potencjalnych opiekunów..
Pomyślałam wtedy: "Trudno, ważne, że będzie miała swoją rodzinę".
Chwilę później telefon, że... jednak nie.
Łatka może być nasza ! Może trafić do naszego domu !
Szybkie potwierdzenie i kilka dni później jechaliśmy już po nią.
Cali w nerwach i emocjach :)
Tak oto psiczka trafiła do nas i z miejsca skradła nasze serca.
Wyleczona, nakarmiona, zaczynała nam coraz bardziej ufać,
po paru dniach okazało się też, że umie szczekać i to jak !!!
Wciąż bała się ludzi, szczególnie po zmierzchu,
ubranych na ciemno mężczyzn, rowerzystów i kilkuletnich dzieci.
Do dziś się ich boi i pewnie nie przestanie.
Ale ma też swoich Ludziów, których kocha i szaleje ze szczęścia na ich widok :)
Ma kilku psich przyjaciół.
Ma swoje miejsce w łóżku.
Ma swoją miseczkę (różową w kropki!).
Ma swoją piłeczkę (dziś nikt by nie uwierzył, że pierwsza,
którą dostała leżała nieruszona, bo mała nie wiedziała do czego służy, wręcz się jej bała).
A w końcu ma nas, a my mamy Ją :)
Kochana, słodka, nasza Łakotka.
Potrafi pocieszyć, gdy jest nam źle,
rozbawić, rozczulić, rzadziej wkurzyć
(bo nie wiem czy wiecie, ale z niej niezła diablica się zrobiła).
Nie wyobrażam sobie życia bez niej.
Bo bez niej było tak pusto.... Nie byłam nawet świadoma tego jak bardzo.
A teraz ?
Te oczy mądrze wpatrzone, ten śmigajacy ogon gdy wracam z pracy
- nic nie jest w stanie go zastąpić.
Tylko ten czas... tak szybko umyka. To już dwa lata.
Dzisiaj już w pełni świadomie mogę potwierdzić -
jest wyjątkowa, wspaniała, czyż nie ? :)