Od jakiegoś czasu zmagam się z materią ciasta drożdżowego i... nareszcie coś mi z niego wyszło ! Szok ;)
Chodziły za mną kilka dni, powoli - jak to ślimaczki.
Zabrałam się za nie również w ślimaczym tempie
i niezbyt entuzjastycznym nastroju pt. "zaś nie wyjdzie...." ;)
Zabrałam się za nie również w ślimaczym tempie
i niezbyt entuzjastycznym nastroju pt. "zaś nie wyjdzie...." ;)
A tu co ?! Ku zaskoczeniu memu - wyszły !
Przepis wzięłam STĄD, ale musiałam go lekko zmodyfikować, żeby nie było za prosto
(nie wiem czy wiecie, ale wtedy jest większe prawdopodobieństwo, że "zaś nie wyjdzie..." ;))
(nie wiem czy wiecie, ale wtedy jest większe prawdopodobieństwo, że "zaś nie wyjdzie..." ;))
Zgodnie z przepisem zrobiłam zaczyn, który sobie "dojrzewał", podczas gdy ja...
...zabrałam się za budyń (oczywiście nie miałam 80g tego tam "creme fraiche",
więc wymieszałam śmietanę 18% - a dokładnie 2 czubate łyżki
- z odrobiną skondensowanego melczka do kawy :))
więc wymieszałam śmietanę 18% - a dokładnie 2 czubate łyżki
- z odrobiną skondensowanego melczka do kawy :))
Budyń z rodzynkami wyszedł taki dobry, że musiałam trochę zjeść
(ale przecież widziałam, że jest go zdecydowanie za dużo ;))
(ale przecież widziałam, że jest go zdecydowanie za dużo ;))
Miałam też w lodówce 2 łyżki konfitury malinowej :)
Naszykowałam więc wszystkie składniki, dodałam do zaczynu,
wyrobiłam ciasto, a potem nawet trochę wyrosło :)
wyrobiłam ciasto, a potem nawet trochę wyrosło :)
Wysmarowałam blachę oliwą, wyłożyłam na nią ciasto i rozwałkowałam
(mam tylko taki mały wałeczek z rączką), resztą już jak w przepisie
- a więc ciacho przykryłam warstwą budyniu, przez środek przeciągnęłam też malinki
i zwinęłam jak roladę (dobrze się zawija gdy ciasto ma pod spodem oliwę,
bo absolutnie nic nie przykleja się do podłoża).
(mam tylko taki mały wałeczek z rączką), resztą już jak w przepisie
- a więc ciacho przykryłam warstwą budyniu, przez środek przeciągnęłam też malinki
i zwinęłam jak roladę (dobrze się zawija gdy ciasto ma pod spodem oliwę,
bo absolutnie nic nie przykleja się do podłoża).
Na drugiej blaszce rozłożyłam papier do pieczenia i układałam gotowe ślimaczki
(czyli pokrojoną "na kromki" roladę) w sporych odstępach
(należy pamiętać, że podczas pieczenia mocno wyrosną).
(czyli pokrojoną "na kromki" roladę) w sporych odstępach
(należy pamiętać, że podczas pieczenia mocno wyrosną).
Na tym etapie nie prezentują się one zachwycająco, ale za to potem w piecu :)
Mhhhh.... rosną aż miło !
A jak obłędnie pachną !
***
W sumie upiekłam dwie blachy (12 ślimaczków) - jedna po drugiej :)
Po wystudzeniu lukierek i... gotowe !
ale wspaniałości :) porywam ślimaczka do porannej herbatki :)
OdpowiedzUsuńWygladaja szalowo!
OdpowiedzUsuńPasował by mi taki ślimaczek do śniadanka mniam:)
OdpowiedzUsuńsmakowicie wygladaja:) ,ale ja do drozdowych rzeczy nie mam cierpiliwosci...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
AG
Mmmm sama bym teraz takiego wciągnęła - panowie od szafy wszystko zjedli ;)
OdpowiedzUsuńAvrea - a myślisz, że ja mam ? Moje "wyrabianie" trawało cała minutę ;)
OMG wyglądają nieziemsko! Głodna jestem!
OdpowiedzUsuńWyglądają przepysznie.... :)
OdpowiedzUsuńPadam z głodu i łakomstwa jak na nie patrze ;) Wyglądają PRZEapetycznie :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie kawę piję, bez ślimaczka :(
OdpowiedzUsuńSiedzę i myślę o jakimś fajnym sobotnim obiedzie. Pomysłu brak. Myślę sobie, wpadnę do sioodemki, zobaczę co tam słychać, etykiety kulinarne przejrzę, a tu... pyszności!!! Miałam nosa!!!
OdpowiedzUsuńNo to... po ślimaczku!:D
Myyymmm...ślinka cieknie:)
OdpowiedzUsuńAle mi smaka narobiłaś Madziu!!! Wyglądają bardzo smakowicie :) Ach i te cudowne dzbanuszki z dziubkami - zazdraszczam :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!!!