Strony

czwartek, 23 czerwca 2016

Albania - przepis na bajkowe wakacje (subiektywne odczucia i dużooo zdjęć) :)


Czasem okazuje się, że spontaniczne decyzje są bardzo trafione.
Tak właśnie było w przypadku naszych tegorocznych wakacji.

Z pewnością wiecie jak to jest, gdy człowiek ma już dosyć wszystkiego
i natychmiast, zaraz, już potrzebuje "zmienić klimat"?
Poczułam coś takiego dwa tygodnie temu, choć urlop planowaliśmy na sierpień...
No i co ? Klops.... Jak się baba uprze, to nie ma zmiłuj !

W czwartek dowiedziałam się, że Niebieskooki ściągnie po weekendzie do domu
i niezwłocznie zamówiłam "last'a" z wylotem we wtorek.

Kierunek >> Albania.
Myśleliśmy o niej wcześniej (oczywiście w sierpniowej perspektywie),
ale dopiero, gdy upewniłam się (w trzech miejscach),
że możemy lecieć "na dowód" podskoczyłam na krześle z radości i chwyciłam za telefon :)

Okazja świetna cenowo, 7 noclegów ze śniadaniami, miejscówka w kameralnym hotelu,
przeloty i transfery...
a nawet jeszcze coś i to wszystko za niespełna 800 zł / osobę.
Lot na Korfu, sprawny transfer (dosłownie 5 km)
z lotniska do portu i już jesteśmy na promie do Albanii.

I to jest właśnie to "jeszcze coś" :) Ten bonus !
Rejs promem, który trwa niepełne 1,5 godziny, to możliwość podziwiania
uroczych wysp i wysepek, a koniec końców wybrzeża Albanii...

W Sarandzie czekał już na nas autokar, który zabrał nas do Ksamilu i rozwiózł po hotelach.


 

Gdzie Polak leci najpierw, jak tylko dotrze na miejsce ???
Ano na plażę !
I tam właśnie najpierw Was zabiorę :)

Woda bajeczna, jej kolor zmienia się zależnie od koloru nieba i pory dnia.
Im słońce wyżej tym robi się jaśniejsza :) 
Jej temperatura to ok 21-22 stopni w czerwcu.

Plaże piaszczyste, choć to taki gruboziarnisty piasek - doskonały do peelingu stóp ;)
No i jeszcze ważna rzecz - mianowicie plaże są szykowane pod turystów,
co oznacza, że w miejscach niezagospodarowanych zejście do morza jest łagodne,
aczkolwiek kamienisto - skaliste (widać to na jednym z poniższych zdjęć).

Plaże codziennie sprzątane, leżaczki i parasole dodatkowo płatne
(przed sezonem to cena 400 leków za komplet na cały dzień - równowartość ok 13 zł).

Temperatura powietrza oscyluje w okolicach 30 stopni
- przyjemny, nadmorski wiaterek sprawia, że jest niewyczuwalna.
Słońce przypieka naprawdę mocno - warto zaopatrzyć się w filtry rzędu 30 SPF,
żeby nie płakać po pierwszym dniu.

 

 

Mieliśmy to szczęście, że zobaczyliśmy Albanię w tzw. niskim sezonie.
Poza tym, że ceny w tym czasie są ciut niższe
(dzień przed wyjazdem leżaki kosztowały już 500 leków),
to przede wszystkim mamy gwarancję miejsca i spokoju na plaży.

Knajpek i restauracji jest tam na pęczki, więc miejsc z pewnością dla nas nie braknie.
Sporo z nich jednak pod koniec czerwca dopiero zaczyna się otwierać.
Pojawiają się pojedyncze stragany z dmuchanymi zabawkami, torebkami i magnesami.

Takie puste, jeszcze przez chwilę nietętniące życiem miejsca mają swój niewątpliwy urok
i dają pole do popisu naszej wyobraźni.
Coś czuję, że taki bar na plaży, to byłoby coś w czym świetnie byśmy się odnaleźli jako gospodarze.
Relaks, muzyczka, hamaczki, słoneczko, drinki z palemką....
i całe mnóstwo uśmiechniętych ludzi !


 

Barmana w każdym razie już mam :)
Komu zimne piwko ?? Hahahaha....

 

Soczysta zieleń, bajeczne niebieskości morza i nieba,
to zdecydowanie wizytówka tego kraju.
Gdy odwrócimy się plecami do morza widać jednak sporo kontrastów.
Gęsta zabudowa miasteczek ukazuje dysproporcje w zamożności ludzi.

Są urocze, nowiutkie hotele, a zaraz obok zawalająca się chatka,
w której mieszka starszy Pan sprzedający za dnia przesłodkie figi na plaży...

Są ulice pokryte piaskiem i czerwoną ziemią oraz codziennie myte chodniki przed restauracjami.
Jest mnóstwo mercedesów (starszych i nowszych) i rozpadających się skuterów.

Królują tu biznesy rodzinne, może właśnie dzięki temu jest tak miło?
Ludzie są życzliwi, uprzejmi i chcą dla nas jak najlepiej,
nawet jeśli dzieli nas bariera językowa
(niestety język angielski jest tutaj w wielu miejscach jeszcze na bardzo słabym poziomie),
to można się dogadać na migi i obrazkowo :)

Uczą się polskiego i to z powodzeniem :)
Myślę, że już za kilka sezonów będziemy się tam czuć jak u siebie.
Co kompletnie nas zaskoczyło, to... dostępność Wi-Fi. Jest niemal wszędzie - nawet na plaży !
Nasz kraj pod tym względem ma jeszcze spore braki.


 

 


Jeden dzień był pochmurny - wszyscy odetchnęli z ulgą, po kilkudniowym,
intensywnym nasłonecznianiu.

Tego dnia udało nam się pojechać do miejsca wpisanego
na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO,
to miejsce to Park Narodowy Butrint - czyli niewielka, starożytna osada.

Poniżej kilka zdjęć ruin z tego wyjątkowego miejsca.



 



Warto jechać tam na własną rękę - koszt przejazdu autobusem tam i z powrotem to 100 leków (niespełna 4 złote),
wejście na teren starożytnego miasteczka w grupie kosztuje 500 leków
(gdy uzbiera się grupka 6-osobowa - a gwarantuję,
że znajdziecie kilka osób już w samym autobusie) lub indywidualnie po 750 za osobę.

Nam wyszło zatem po 600 leków za osobę, czyli ok 20 zł,
podczas gdy biuro oferuje tą wycieczkę fakultatywną za - uwaga ! - 25 euro.

Z Butrinit'u rozciąga się widok na słone jezioro, gdzie hodowane są małże.
Ale do owoców morza jeszcze wrócimy :)

Tymczasem jeszcze kilka widoczków.
 

 

 

Niektóre restauracje są lepsze, inne gorsze - wiadomo....
ale ta, którą wybraliśmy na naszą pożegnalną kolację
jest absolutnie wyjątkowa zarówno z uwagi na widok, który z niej się roztacza,
jak również na pyszne jedzenie w niej serwowane.




Pachnące, słodkie pomidory w gigantycznej porcji sałatki.
Świeże, pyszne owoce morza zaklęte w pomidorowym sosie z nutą pietruszki i czosnku.
Świetna musaka i wino... a wszystko to w cenach i jakości
jakiej nasze, nadmorskie knajpki mogłyby tylko pozazdrościć.


Inna warta polecenia rzecz, to rybka :)
Dorada króluje w Albanii niepodzielnie.
Pyszna, grillowana, świeżutka, bez zbędnej paniery i tłuszczu, za to z ziołami,
pomidorami, fetą i cytryną w brzuszku.
Palce lizać !

Podana przez przemiłą Violettę,
która od progu powitała nas i uściskała jak własne wnuki.
Domowa atmosfera w takich rodzinnych miejscach, to ogromny plus.


To teraz może kilka słów o tym, co jest jeszcze do poprawy :)

Na pewno język - komunikacja póki co kuleje.

Pokój hotelowy okey bardzo, czyściutkie białe ściany, pościel wyprasowana itd.,
jednak łazienka mogłaby być czystsza i... do czego ciężko się przyzwyczaić
- brak brodzika oraz zasłonki prysznicowej, czyli kąpiemy się "na całą łazienkę".

Kolejna rzecz, która nam przeszkadzała to.... komary.
Psikacze antymoskitowe dostępne w marketach średnio sobie z nimi radzą,
dlatego spanie przy otwartym oknie nie wchodzi w grę, przez co
jesteśmy skazani na klimatyzację (czego ja np. nie lubię).

Osobiście ciężko było mi również patrzeć na psiaki na ulicach - często schorowane,
nieleczone (chyba nie ma tam takiego zwyczaju), no cóż... dokarmiałam jak mogłam.

Nie widziałam za to.... bunkrów, których jest ponad 200 tysięcy na terenie Albanii,
nie spotkałam również chcących wyciągnąć pieniądze dzieci....
(w krajach arabskich za to były na każdym kroku).

 
 

Podsumowując - my planujemy jeszcze tam powrócić, bo Albania potrafi oczarować :)
Poza tym zostało nam jeszcze przynajmniej kilka miejsc do zobaczenia.

Jest tam także całkiem bezpiecznie - piszę o tym,
bo to chyba najczęściej zadawane przez znajomych pytanie.
Na stronie Ministerstwa można doczytać jeszcze więcej szczegółów
np. o wymaganych dokumentach, ubezpieczeniach, obyczajach, świętach etc.

My z czystym sumieniem polecamy Wam odwiedzenie Albanii.
Niesamowite jak Europa potrafi zaskoczyć....

Słonecznie pozdrawiam !
Magda


9 komentarzy:

  1. Wypoczęta Madzia szczegółowo i jak zawsze z polotem opisała mało nam jeszcze znaną Albanię. No kto wie? brzmi zachecajaco

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Kochana.
    My już dwa razy byliśmy w Albanii, jesteśmy zakochani . Co do bunkrów to dopiero za drugim razem zaczęłam je dostrzegać, są mocno zakamuflowane. Polecam odwiedzić Gjirokaster ( przepiękne miasteczko ) i żródełko Syrij Kalter.
    Dodałabym jeszcze, że Albańczycy są niezwykle głośni, jak to południowcy, i uwielbiają trąbić.
    Moja relacja tutaj:
    http://natrzecimpieterku.blogspot.com/2015/09/albania-2015-relacja-z-podrozy.html
    Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak, trąbią dużo, ale ! nie na siebie a do siebie :) bardziej na powitanie, gdy przechodzi czy przejeżdża ktoś znajomy - w sytuacjach drogowych gdy nam - Polakom - już dawno puściłyby nerwy i trąbilibyśmy bez opamiętania oni zachowują spokój.
      Co do miejsc do odwiedzenia mam ich jeszcze kilka, ale może to i dobrze ?
      Jest pretekst, żeby wrócić :*

      Usuń
  3. Piękne zdjęcia, jeszcze nie byłam, także wszystko przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. byłamw Albanii w sarandzie , moja córcia w sarandzie i Vlorze ,a na Ksamli planujey polecieć , ja też polecam Albanie ,a Ksamil jest uroczy , Saranda tez mi się podobała , Vlora zaś duze miasto nie polacam...
      fajne kadry ,a mogałabys podac nazwy knajpek..

      Usuń
    2. Jasne - fajna knajpka to Guvat Mediterranean Bar & Restaurant (tutaj możesz poczytać opinie innych >>> https://pl.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g4505725-d6921666-Reviews-Guvat_Mediterranean_Bar_Restaurant-Ksamil_Vlore_County.html), a gdyby ktoś miał ochotę na pizzę, to najlepsza jest w Rei & Rai przy skrzyżowaniu z Rruga Riviera. Idąc tą ulicą w stronę plaży Castle po prawej stronie jest taka skromna knajpka, w bieli i zieleni utrzymana - gotuje tam Pani Violetta - stamtąd ta dorada pyszna :)
      Z kolei w restauracji Korali (https://pl.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g4505725-d7242398-Reviews-Beach_Bar_Restaurant_Korali-Ksamil_Vlore_County.html) można zamówić świeże ostrygi i na drugi dzień są ! :)

      Usuń
  5. Bardzo fajna relacja ...oglada i czyta się dobrze...czy ta knajpka zielono białym kolorze i dobra rybką to Brother...

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że do mnie zaglądasz. To dla mnie niezwykle ważne, że zostawiasz po sobie ślad.