Zostałam ostatnio ochrzaniona, że się "opierdzielam na blogu".
Trochę prawdy w tym jest, choć to nie do końca moja wina.
Od marca bez przerwy coś się dzieje.
Zaczęło się.... od czego to się zaczęło ???
Ano wiem ! Od tego, że S. w lutym napisał, że jest super okazja !
Toskania, 10 dni, w super cenie, zwiedzanie + odpoczynek, fajna ekipa...
No to co ? Jedziemy ? Jak nie teraz to kiedy !?
No to jedziemy.... moje marzenie wreszcie zaczynam nabierać realnych kształtów.
Są i terminy, a skoro są terminy, to.... czemu podróż marzeń nie miałaby się stać jednocześnie podróżą poślubną ?
Może to dobry czas na kolejny krok po... blisko 13 wspólnych latach ? :)
No więc data ślubu - kolejny termin do ustalenia.
Do zamówienia sala na skromny obiad dla rodziny i najbliższych, fotograf, torcik,
do zrobienia zaproszenia, wszystko sama...
A tu jeszcze obrączki, kiecka, buty, makijaż i fryzura.
O czymś zapomniałam ?
Oczywiście ! Co chwilę o czymś sobie przypominam.
Pojedziemy chyba taksówką, to tylko cywilny (tłumaczę sobie), ale myśli się kołaczą od momentu, kiedy pierwszy raz zadrzała mi ręka w USC.
Emocje są nieuniknione - wtedy to do mnie dotarło.
W Krainie Szczęśliwości zapanowała Panika przez duuuże "P".
Bo po drodze wizyta wspaniałej ekipy, która obfotografowała nasze mieszkanie
do gazetki Moje Mieszkanie (naturalnie dam znać jak będę wiedziała kiedy pojawi się w kioskach).
Tu mieszkanie, tu ślub, praca, duuużo pracy... było spokojnie, do dzisiaj...
Zostały dwa tygodnie.
Ostatnie poprawki.
Muzyka ! Nie mam muzyki.... coś muszę na mp3 wrzucić, tylko kiedy ????
Dobrze, że długi weekend przed nami. Zrobię plan.
Popytam gości co lubią. Jakoś to będzie, prawda ?
Czy wszyscy dopiszą ? Czy nikogo nie zabraknie w tym dniu ?
Czemu ja jestem taka gruba i w ogóle kiedy to się stało ???
Sukienka za długa, zamówiona przez Internet, mama poratuje, ufff...
Majtki prześwitują i tu jest problem. Takie wielkie majtki nie mogą prześwitywać !
No dramat !
Coś wymyślę.... myślę, myślę..... szybko, bo nie ma czasu !!!
A miała być tylko Toskania....
Dobrze, że jest Łata - ostoja spokoju w tym wszystkim.
Ratuje sytuację. Zabiera mnie na spacery - miła z niej suka.
Wygłupia się ze mną i sprawia, że na chwilę zapominam o tym kołowrotku...
Lubię ją.
A jak płaczę ze zmęczenia, z bezsilności, z grubości i w ogóle, to przychodzi i pociesza,
a Niebieskooki przytula i mówi: "Nie martw się, wszystko jest dobrze".
I to wystarcza... póki co wystarcza.
Trzymajcie za nas kciuki, a najlepiej najmocniej za mnie.
Może się nie rozpadnę.
Może dojadę na ten ślub i jakoś to przeżyję.
W końcu.... to tylko cywilny....
Pięknego weekendu majowego !!!