Ostatnio pisałam o odpoczynku i relaksie, a dzisiaj wprost przeciwnie.
Będę pisała o ogromnie pracy, której wymaga dom i ogród.
Pracy, której jak najbardziej się spodziewałam, a która mnie przerosła,
przytłoczyła i nie pozwala na bycie szczęśliwą.
Nie spodziewałam się w tym miejscu tak wielu niefajnych "niespodzianek",
nie spodziewałam się, że w pewnym momencie powiem "nie mam już siły",
nie byłam świadoma, że chwasty rosną tak szybko,
a efekty starań zginą w morzu rozpoczętych i niedokończonych prac.
Że tak wiele "jeszcze musimy..." i "dzisiaj trzeba...".
Czasem siedzę i ryczę. Nie, nie płaczę, ryczę...
Bo to walka z samą sobą.
Z kimś kto jest bardzo niecierpliwy i oczekuje natychmiastowych efektów.
Z kimś, kto przywykł do tego, że swoją świetlistą, uporządkowaną przestrzeń
porządkuje w jedno popołudnie.
Z kimś, kto wszystko dotychczas miał poukładane i na swoim miejscu,
a dzisiaj żyje w totalnym chaosie.
Nie sądzę, że wszyscy tak mają, ale ja nie potrafię poukładać sobie wszystkiego w głowie
i zaznać w spokoju, gdy wokół mnie panuje... bałagan.
Gdy największym marzeniem wciąż jest malowanie pozostałych pomieszczeń oraz
pojemna szafa na przedmioty z nierozpakowanych od ponad pół roku kartonów.
Najbardziej żal mi tej wiosny, która była taka wyjątkowa, taka piękna, ciepła i słoneczna.
Wyjątkowa przede wszystkim dlatego, że to pierwsza wiosna w tym domu.
A nie cieszy...
Nie cieszą te piękne kwiaty, ich zapach, trawka, która się zieleni, ptaki,
które budzą mnie każdego ranka, wesoło biegające psiaki, którym tylko głowy odskakują.
Dostrzegam to wszystko, a jakże...ale...
Nic nie cieszy, a czy jak nic nie cieszy, to już bardzo źle ?
No bo przecież jeszcze dostrzegam.
Niebieskookiemu zazdroszczę tej radości, którą czerpie z małych rzeczy
(albo nawet całkiem sporych, bo właśnie kończy budować drewutnię
i młotek pod kolor koszulki sobie sprezentował).
Nie pomaga chodzenie na basen, spacery z psami, na siłę myślenie o tym co dobre,
a nawet herbata z cytryną.
Co tu zrobić by było tak jak rok temu?
Kiedy naprawdę czułam, że wszystko jest dobrze, kiedy byłam szczęśliwa...
Wszystko się zmieniło, wywróciło do góry nogami i chyba nieprędko
odzyskam to poczucie spokoju, harmonii i dobre samopoczucie.
Moja wrodzona niecierpliwość nie ułatwia mi tego.
Mam nadzieję, że zdjęciami jednak ratuję się przed diagnozą "depresja",
bo przecież dostrzegam....
Dobrego weekendu Wam życzę, a sama planuję iść na basen,
utonąć w papierkach, posprzątać, poplewić, malować ściany,
iść z psami na długi spacer i ugotować coś dobrego.
Szkoda, że znów z połową nie zdążę, bo weekendy takie krótkie :(